Z ciekawości zadzwoniłem do Borowika bo miał jechać z bandą gdzieś w okolice Delano. Spodziewałem się, że będą już w Pennsylvanii ale nawet nie wyjechali spod chałupy, dopiero pakowali manatki. Dołączyłem więc do nich i ruszyliśmy mega późno w pięciu - Borowik, Józek, Tomek, Jackson i ja.
Zaczęliśmy dokładnie o 11:23, chyba jeszcze nigdy nie byłem tak do tyłu z czasem :). To chytry plan Józka bo zakupił zestaw świecidełek do swojego powozu i chciał to wypróbować jak się ściemni... i wypróbował ale o tym zaraz.
Rozbiliśmy obóz na bocznej ulicy w Hazletonie, w miejscu, które polecił chłopakom przy jakiejś okazji cop. Było dosyć chłodno i mój gaźnikowiec rozgrzewał się bardzo długo. Ubrałem kurtkę Acerbisa, nie jeździłem w niej wieki. Ocaliła mi dupę :).
Na pierwszy ogień poszła węglowa hałda. Te jebane hałdy kocham jak Irlandię, więc wjechałem na górę, cyknąłem foto i na dół. Raz mi wystarczył.
pierwsza góra |
Zaplanowaliśmy wizytę na stacji benzynowej po zaopatrzenie. Generalnie zupełnie irracjonalnie bo można było to zrobić jadąc RT 80. Temat do przemyślenia na przyszłość...
Po drodze zahaczamy o następny węgiel i łapiemy pierwszy defekt - Jackson pali bezpiecznik. Wymieniamy go podziwiając stromiznę góry na którą nikt jakoś nie ma ochoty wjeżdżać, choć podobno widziano lokalnego, który wskoczył na sam szczyt.
w realu ten widok chłodzi gorące głowy |
z tego leja też ciężko byłoby się wydrapać |
samopomoc chłopska |
"brejk' |
Teraz nawrót i w stronę... drugiej stacji benzynowej. Na zupę i zatankować moto :). Takie trochę kręcenie się jak smród po gaciach bo generalnie przez pierwszą część jazdy nie zaznaliśmy fajnego terenu. Jednakże zapowiedzi dotyczące atrakcji dnia były wielce zachęcające - zaczarowany single track znaleziony wcześniej przez Józka. A że single lubimy niezmiennie, pałaliśmy optymizmem jak się należy :).
bufet jaki jest każdy widzi :) |
Pojedli, popili, to... i pojechali ;P. Może jakieś pół godziny i zaczęła się obiecana ścieżka. A z nią sen endurowca - ciasno, kamieniście i błotniście. Opadłe liście i opadłe kłody. Miodzio! Tempo, jak to na singlu, harescramblowe. Z moim zdrowiem emeryta gnam za wariatami całkiem dobrze. Są jakieś wpadki, nieporozumienia i napięcie. Znaczy wszystko na swoim miejscu :).
Jackson prawie gubi blachę spod silnika, sprawę ratują opaski zaciskowe.
Lecimy ładnie - pięknie aż do upadku Borowika. Niewykluczone, że właśnie wtedy gdzieś do instalacji przedziera się wilgoć i Husaberg odpuszcza sobie dalszą jazdę. Zaczyna się ściemniać a my w głębokiej dupie i spalone wszystkie zapasowe bezpieczniki. Chujnia...
zgon Berga :[ |
Pośród tego całego rozgoryczenia Józek napawa się światłością jaką sobie sprawił ;P. W nagrodę za promienny uśmiech dostaje zadanie strategiczne. Będzie holować Borowika do auta. Po nocy, w ciasnym i śliskim lesie...
człowiek z lampą na głowie (nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie) |
może i tego nie widać ale zaczyna się holowanie |
tu już rozkręcona akcja |
Borowik co chwilę padał, na trudniejszych odcinkach musiał schodzić z motocykla bo nie szło go wyciągnąć pod górki. Nie miał łatwo bo dokuczała mu kontuzja nogi. Dopiero kiedy puściły przeszkody zaczęliśmy jechać w tempie. Czapki z głów przed tym duetem, zrobili to po mistrzowsku!
Całe to zamieszanie doprowadziliśmy do szczęśliwego finału. W pewnym momencie rozdzieliliśmy się. Trzech pogoniło do samochodu a ja z Borowikiem przyczailiśmy się ze sprzętami pod wiaduktem przy RT 81.
Czekaliśmy na nich długo. Na tyle długo, że nogi nam prawie odjęło z zimna. Nocne dwóch Polaków spod mostu rozmowy ślimaczyły się złośliwie. Wreszcie dotarli do nas. Zapakowaliśmy graty na trucka, przebraliśmy się i ogluceni ale szczęśliwi wsiedliśmy do cieplutkiego "Dodżyka". I wio w stronę dzielnicy!
Nie omieszkaliśmy jeszcze po drodze wrzucić czegoś na ruszt bo nas ssało...
W domu byłem równo o północy... I powiem jedno - zajebiście się bawiłem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
UWAGA! Aby dodać komentarz nie musisz się logować. Wystarczy kliknąć na opcję Nazwa/adres URL i wpisać swoje imię lub ksywkę.
Śmiało! :)
Każdy wpis musi być zatwierdzony więc proszę o cierpliwość. To dla dobra kultury dyskusji i zachowania pewnych standardów na blogu. Innymi słowy - admin nie śpi, żeby pisać mógł ktoś ;P.