Coraz śmielej wychyla się słońce, nie jest jeszcze super ciepło ale wiosnę w powietrzu już się czuje. I jak co wiosny w głowie zapala mi się kontrolka na jazdę :). Że będzie offroad to jasne, z tym, że od czasu do czasu bierze mnie poważnie na coś, czym mógłbym pobawić się w dalsze przejażdżki i uaktywnić obumarły człon "bloga offroadu i turystyki motocyklowej" ;).
Od lat moim faworytem jest tu Versys, jednak jego pozycję ma szansę podważyć brytyjski dżentelmen - Scrambler, którego od równie dawna jestem fanem. Dwa różne motocykle będące na topie grup, które reprezentują: Kawasaki - nowoczesnych, średniolitrażowych motocykli do wszystkiego i Triumph - stylizowanych na klasyki z lat 60. mocarzy wiejskich bezdroży.
No bo co innego mogłoby zainteresować gościa takiego jak ja? Wielbiciela motocykli dla samotników kochających otwarte przestrzenie?
- "Przecinak"? Jak dziwka - raz a dobrze, do domu się nie zabiera, ogólnie ryzyko.
- Jakiś naked ze średniej półki? - nuda, ani to szybkie ani wygodne i do tego nijakie w wyglądzie.
- Hi-Tech Adventurer? - albo hi-tech albo adventurer więc odpada.
- Chopper? - nie, ja chcę czegoś na czym da się jeździć!
A taki Scrambler ma i charakter, historię, wygląd, brzmienie, niezawodną, a przy tym urokliwą, klasyczną technikę. Wystarczy na nim usiąść a człowiek jakby przeniósł się w czasie. Ciężkawy ale dostojny, niski i muskularny. Takie kiedyś były motocykle za ich najlepszych lat. Dlatego właśnie rzesze dzisiejszych "motórzystów" mają zakusy aby znów skorzystać z czegoś wypróbowanego, co dawało frajdę pokoleniom ich ojców a może nawet i dziadków. Tu trzeba silniejszej ręki i twardszej dupy ale jazdę czerpie się całym ciałem. Rozkosz przenika do umysłu a stąd już tylko krok do uzależnienia. Kurwa, chyba mnie rozniesie, idę poszukać najbliższego dealera ;P.
I najbardziej chyba znana scena filmowa z motocyklem w roli głównej - Steve McQueen i jego Triumph 6T (The Great Escape). Wstyd nie znać.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń